Szok i niedowierzanie Ile zostało Błękitnym z Błękitnych z poprzedniego sezonu? Takie pytanie zadają sobie już nie tylko kibice stargardzkiego klubu? Patrząc tylko na ligową tabelę odpowiedź może być tylko jedna - niewiele. Błękitni Stargard, którzy nie tak dawno do końca rozgrywek walczyli o awans do I ligi i byli o krok od wielkiego finału Pucharu Polski – teraz zawodzą i walczą o utrzymanie. Błękitni tracą po 13. kolejkach do bezpiecznego miejsca już pięć punktów. Co się stało? Odeszli piłkarze? Kilku oczywiście tak, ale trzon zespołu pozostał, z Arielem Wawszczykiem na czele, który miał przejść do Cracovii. Ale to nie osłabienia wydają się problemem, choć na skrzydle brakuje mi szybkiego Łukasza Kosakiewicza, a w środku pola walczącego za kilku zawodników Bartłomieja Poczobuta. Ktoś może powiedzieć, że Błękitni dużo tracą bramek, ale przecież zawsze sporo tracili. Problem jest bardziej złożony. Przed sezonem po raz pierwszy został postawiony przed zespołem cel – awans do I ligi, a na początku przyszła słabsza dyspozycja po emocjonującym roku, połączona z brakiem skuteczności czy szczęścia. Teraz zespół potrzebuje impulsu, który sprawi, że piłkarze znów uwierzą w swoje umiejętności. Najprostszym rozwiązaniem i często stosowanym w polskiej piłce jest oczywiście zmiana trenera, ale czy to naprawdę pomoże? W Lechu Poznań jak do tej pory nie pomogło. Zresztą czy wypada zwolnić ojca sukcesu? To za kadencji Krzysztofa Kapuścińskiego Błękitni awansowali do II ligi i dwa sezony się w niej utrzymali, będąc przy tym za sprawą Pucharu Polski na ustach całej Polski. Na szczęście decyzje personalne są w gestii prezesa i zarządu klubu, a nie nas kibiców czy dziennikarzy. Chciałbym tylko, aby styl gry Błękitnych został zachowany. Aby zespół nadal prezentował piłkę nożną fajną dla kibiców. Tak, tak – chwalę, a nie krytykuję. Nie jest sztuką pisać pieśni pochwalne kiedy zespół wygrywa. Aby nie być gołosłownym – byłem na ostatnim meczu ze Stalą Stalowa Wola i szczerze – przecierałem oczy ze zdumienia. Pierwsze 70 minut – to prawdziwy koncert gry stargardzkich piłkarzy. Stal, która otwarcie mówi o awansie była tylko tłem, opierając swoją myśl taktyczną na siłowej piłce i wrzutkach na rosłego napastnika. Błękitni - co nawet rzadko można zaobserwować na boiskach ekstraklasy - potrafili kilka razy, kilkoma podaniami z pierwszej piłki rozmontować blok defensywny przeciwnika i znaleźć się w polu karnym i... no właśnie, i nic. Sytuacje bramkowe stargardzianie stwarzają, można je obdzielić niekiedy na kilka spotkań – ale ze skutecznością już tak wesoło nie jest. Wydaje się, że obecnie bardziej niż trenera ten zespół potrzebuje psychologa. Ale chętnie wybiorę się po raz kolejny do Stargardu, bo mecze z udziałem Błękitnych po prostu miło się ogląda. A ta machina musi w końcu ruszyć. |
|